EURO TRIP 2017 - podsumowanie dwutygodniowej wyprawy motocyklowej UK - Gibraltar - draVska
EURO TRIP 2017 - podsumowanie dwutygodniowej wyprawy motocyklowej UK - Gibraltar

EURO TRIP 2017 - podsumowanie dwutygodniowej wyprawy motocyklowej UK - Gibraltar

Brak komentarzy
     W poprzednim podsumowaniu Eurotripu 2016, napisałam, że  "Człowiek nie pamięta dni. Człowiek pamięta emocje i momenty. To dla nich żyjemy. I to je wspominamy. Czasem ze łzami w oczach, czasem ze złością czy rozczuleniem... Cieszę się, że będzie mi niejednokrotnie uśmiechnąć się do wspomnień."

     Dziś, chciałabym zacząć od tych samych słów, ponieważ nie ma nic wspanialszego, od dobrych wspomnień, poczucia spełnienia, wolności i realizacji kolejnych marzeń i postawionych sobie celów.

     W tym roku obraliśmy sobie za punkt docelowy , zobaczyć tę 'drugą stronę UK' ;) Czyli Gibraltar. Udało się, a po drodze mieliśmy mnóstwo przygód i odwiedziliśmy wiele pięknych miejsc. Miejsc, które zostaną nam w pamięci na zawsze.

Z Oxfordu w UK do Gibraltaru i z powrotem, przez Francję, Hiszpanię, Andorę, Portugalię. 

Przejechaliśmy łącznie 6821 kilometrów

Naklejek przybywa... ;)


Dzień 1, przelotowy, 29.07.2017 - trasa z Oxfordu do Limoges we Francji
     Pobudka o 4 rano, na dworze jeszcze ciemno. Dopinamy nasze bagaże, sprawdzamy opony, prowiant. Czas w drogę. Przejechane dzisiaj 587,5 mil z nielicznymi postojami. Dzień przelotowy należy do najmniej przyjemnych, ale jest konieczny, żeby później wycisnąć z podróży, jak z cytryny, najlepsze co się da :)
     Dojechaliśmy do Limoges we Francji, która przywitała nas najpierw ulewnym deszczem w okolicach portu i uchodźcami w Calais (pierwszy raz od kiedy tamtędy jeżdżę widziałam tych ludzi), a potem upałami po 31 stopni Celsjusza i gwieździstą, gorącą nocą. Spacer po Limoges sprawił, że człowiek rozluźnił mięśnie, rozprostował nogi i... powdychał trochę spalin miasta ;)
     Francuzi, jak zawsze pozytywnie nastawieni, podczas postojów oglądali naklejki na kufrze, zagadywali, machali, gdy jechaliśmy :) Tu człowiek zawsze czuje się mile widziany. Ten kraj, a zwłaszcza jego nieturystyczne, małe miejscowości i regiony, są tak urokliwe i bogate w sympatycznych ludzi, że aż chce się tu wracać. Wioski piękne, zadbane, ukwiecone, nawet na rondach rosną winorośle.... :)
     Plan na drugi dzień: dotrzeć do Średnich Pirenei, gdzie spędzimy trochę czasu jeżdżąc po przełęczach :)




Dzień 2, 30.07.2017 - Pireneje
     Dojechaliśmy do Pirenejów ⛰️. Dzisiaj trasy były na prawdę piękne! Przejechaliśmy przez krainę orzechów włoskich, krainę wina i na koniec - krainę słoneczników.
     Odkryliśmy też przypadkiem źródło rzeki Coly, które było krystalicznie czyste.
     Francuska wieś wygląda bajecznie 😍Wszędzie domy z kamienia, piaskowca czy cegły. Co ciekawe, w zależności od tego, jakie skały dominują w jakim regionie - takie kolory dominują w wioskach. Pięknie to wygląda. Jedne osady mają domy z kamienia polnego, szarego i ciemnego, gdy inne pysznią się kolorowymi, żółto - pomarańczowymi murami czy czerwonawymi fasadami domostw i zagród. Bardzo zadbane, ukwiecone. Aż miło patrzeć!
     Załapaliśmy się też na dwa zloty - starych aut i starych traktorów ;)
Ahhh, no i zapowiedź festynu w postaci dwóch słomianych ziomków... to taka tradycja w całej Francji - coś jak nasze dożynki.


Dzień 3, 31.07.2017 - Andora
     Kolejne z najmniejszych państw świata odwiedzone :)
Granica Francja - Hiszpania ✔️ nie ma żadnej kontroli, budynków, nic. Po prostu stoi znak i tyle.
Granica Hiszpania - Andora ✔️ Jest kontrola, stoją żandarmi, sprawdzają (uwaga!) wyjeżdżających z Andory).
     Po drodze 🔥temperatura cały dzień zabójcza - oscylowała wokół 38 stopni Celsjusza!
Przerwa na śniadanie :P 
I kolejny postój, tym razem nad jeziorem :)
     Widzieliśmy również majestatyczne orłosępy 🦅 krążące nad górami - niezapomniany widok! Żadna, nawet największa klatka w zoo nie da im takiej wolności. Piękne ptaki, a latające w naturalnym środowisku robią wielkie wrażenie.
Mając do dyspozycji TYLE przestrzeni - orłosępy mają gdzie polatać :)

GORĄCO! Czas na kolejny postój. Picie wody w dużych ilościach to podstawa przy takich temperaturach
     Odwiedziliśmy też przełęcz Port de la Bonaigua (2072m) - kręta droga i świetne widoki - polecam!
Widok tych swojskich krasul na tle wyciągu - świetny! :)
     W Andorze raczej ciężko z rozbiciem namiotu na dziko, czy znalezieniem pola campingowego, które byłoby wolne bez wcześniejszego bookingu. Znaleźliśmy za to tani pensjonat. Po dotarciu do naszej miejscówki, , zostawiliśmy naszą dwukołową krówkę i ruszyliśmy na zwiedzanie Andory - stolicy Andory... autobusem.
     Okazało się w nocy, że autobusy powrotne kursowały tylko do 22:00, więc niewiele myśląc przespacerowaliśmy się na wylotówkę (w Andorze nie ma prawie dróg bocznych, wszystko skupia się przy jednej głównej drodze), i zaczęliśmy łapać stopa :) Miło sobie przypomnieć czasy, kiedy na stopa zjechało się spory kawałek Polski... Już trzecie auto się zatrzymało. Zabrał nas przemiły Filipińczyk mieszkający tu od 17 lat. Był tak uprzejmy, że podrzucił nas pod sam pensjonat, gdzie się zatrzymaliśmy, a na koniec zaproponował, że jeśli będziemy wracać przez Andorę - możemy u niego nocować za darmo :)Nie wiem, jak to jest, ale na stopa poznaje się najmilszych ludzi. Zawsze! Świetna rozmowa i towarzystwo. Dzięki!
Takie cukierki, w barwach flag z całego świata, zdobią główny deptak w Andorze


Dzień 4, 01.08.2017 - dzień 1000 zakrętów 
Góry ⛰ i morze, morze 🌊 i góry :)
     Wspaniały dzień w siodle 🏍, z Andory przez Francję do Hiszpanii. ⛰Góry i górskie drogi - fenomenalne! Zwłaszcza przy tak dobrej pogodzie. W połączeniu z nadmorskimi drogami - zrobiliśmy dziś około 1000 zakrętów! Droga N260 miażdży i gorąco polecam ją wszystkim motocyklistom!


Kolejne przełęcze odwiedzone. 
Momentami z zakrętu wchodziło się w następny zakręt, zakrętem poprawiając... 😉 Opona prawie zamknięta, stopka przytarta! :( I to z obydwóch stron...
Znaleźliśmy też kolejne źródła rzek i źródełko z górską krystaliczną wodą, gdzie można było się schłodzić i napić💦.

     Hiszpańskie wybrzeże natomiast przytłoczyło nas ogromem turystów i aut 🤢Wszędzie głośno, klaksony, nerwowi ludzie i tabuny przepychających się 'oby tylko szybciej, lepiej, więcej'...
     Barcelona kosmicznie śmierdząca spalinami i zakorkowana. Takie typowe miasto, a miast raczej staramy się unikać. Jeśli człowiek, chce poznać jakiś kraj, jego ludzi i kulturę - musi wyruszyć poza miasta, w których wszystko wygląda tak samo, a życie toczy się tym samym rytmem, co w miastach na całym świecie. To zdecydowanie nie nasze klimaty, wiec uciekliśmy czym prędzej.
     Na nocleg wybraliśmy Sitges - niedużą miejscowość nad morzem Balearskim, gdzie za polem golfowym rozciąga się niezbyt uczęszczana plaża, a autostopowicze i podróżnicy mogą tam rozbić sobie namiot za friko :)

Droga prowadząca do tej miejscowości, nadmorska, zrobiła na nas niemałe wrażenie!
Pod namiotem 🏕 i gwiazdami 🌌 sny ma się zawsze kolorowe, a nasi starzy znajomi z Włoch, cykady, swoją melodią ukołysały do snu :)


Dzień 5, 02.08.2017 - lepiej, jak na Discovery...
     Dzień stał pod znakiem zmiennej pogody (od ogromnych upałów, po burzę⛈, która zachwyciła nas piorunami⚡️, tak rzadko widywanymi w UK), kąpieli w morzu Balearskim (w końcu!) i swędzących ugryzień komarów, które wyglądają jakby nosiły barwy Tygrysa Syberyjskiego... czyli nie taki tradycyjny komar, a jakieś prążkowane Ninja! 🤣 Co gorsza - po ich ukłuciach nie ma się tradycyjnego bąbla, a opuchliznę, więc wyglądałam jak trędowata.


     Po drodze udało nam się znaleźć świetną, piaszczystą plażę. Chlapaliśmy się, wygłupialiśmy w falach i aż nie chciało się wychodzić z wody, taka była ciepła!
     Widzieliśmy dzikie flamingi na polach wytwórni soli za Alicante (pola z morską wodą, która jest odparowywana dla pozyskania soli), byliśmy świadkami zaciekłej walki mrówek 🐜z osą 🐝, o kawałek wędliny z naszej kanapki 🍔(wciągnęło nas tak, ze postój przeciągnął się z kilku do kilkunastu minut), aż wreszcie przyczailiśmy cykady - sprawców naszych częstych obaw o to, że motocykl wydaje dziwne dźwięki (jadąc w kasku ma się wrażenie, jakby coś w motorze rzęziło).
     Smutnym natomiast jest fakt, jak bardzo sucho jest w całej południowej Hiszpanii. Nic dziwnego, że ostatnio były takie straszne pożary. Nawet po ulewie, 30 minut później było już tak sucho i duszno, że od zapałki zajęłaby się ściółka. Tutaj ludzie modlą się o deszcz, a wszystkie plantacje mandarynek, pomarańczy czy grejpfrutów i oliwek muszą być niestety zasilane specjalnymi wodnymi instalacjami - inaczej podzieliłyby los flory widocznej na horyzoncie, a przypominającej wręcz pustynne klimaty...
     Trasa przez Walencję (Valencia), prowadziła wzdłuż koryta rzeki, które wyschło całkowicie - na chwilę obecną jest tam spękana ziemia i zeschnięte rośliny. Nic więcej. Ani kropli wody. 
     W trójkącie pomiędzy Alicante, Murcją a Kartageną, znajduje się jezioro de la Mata. Tam właśnie zatrzymaliśmy się na nasz nocleg. Cisza, spokój, 20 metrów od nas pasły się konie, kozice z wielkimi rogami, a jaszczurki biegały szeleszcząc cichutko :)W samej miejscowości La Mata jest świetna plaża, dobra do kąpieli, z ciepłą wodą w morzu i kranikami do opłukania się z soli. Przy brzegu i w centrum - jest już bardzo turystycznie. Natomiast nad jeziorem - cisza, spokój i ani jednego turysty :)




Dzień 6, 03.08.2017 - spotkanie trzeciego stopnia 
     Okazało się, że nasi przyjaciele ( i sąsiedzi w jednym 👌🏼) zaczęli tego dnia swój urlop w Hiszpanii. Niewiele myśląc, wskoczyliśmy na motocykl i przyjechaliśmy pod ich hotel, żeby razem popływać w morzu i posiedzieć na plaży 🏖🍹. Fajne uczucie, spotkać się taki kawał drogi od domu! :)
     Strasznie się zjaraliśmy tego dnia na rękach i nogach. Od miejscowości, gdzie zatrzymali się nasi przyjaciele, dzieliło nas jakieś 3 - 4 godziny jazdy. Są takie upały, że nie da się jechać w naszych motocyklowych strojach. Tzn... dałoby się, ale o niebo przyjemniej jest bez nich. Wiatr jest tak gorący, że momentami człowiek czuje, jak jego powiewy palą skórę. Śmiesznie opaliłam się na nogach, siedząc, jako pasażer z tyłu. Wewnętrzna strona ud i łydek jest blada, natomiast zewnętrzna aż spieczona od słonka.
     Co ciekawe - jadąc przez dość górzyste tereny można było zaobserwować dzikie kozice z wielkimi rogami i... rozwieszone pranie w niektórych jaskiniach. Chyba ktoś tam mieszka :) A może to tylko autostopowicze albo tacy podróżnicy, jak i my ? :)



Dzień 7, 04.08.2017  - miejscowość Almunecar. ROCZNICA NASZEGO ŚLUBU i moje urodziny
     Zatrzymaliśmy się w miejscowości Almunecar. Dzisiaj nasze święto. Pozwoliliśmy sobie na zabukowanie pokoju nad morzem i spędzenie całego dnia na relaksie ;) A czym dla nas jest relaks? Na pewno nie leżeniem plackiem na plaży! :)
     Dzisiaj zdobyliśmy najwyżej położoną drogę w Europie Pico del Veleta, w górach Sierra Nevada (Góry śnieżne w Górach Betyckich). 
     Drogę tą wybudowano po utworzeniu parku narodowego w górach Sierra Nevada i powyżej stacji narciarskiej Hoya de la Mora niestety zamknięto dla ruchu. Ale do stacji można dojechać bez problemu.
     Uwaga na znaki - nie zawsze w mieście każde rozwidlenie dróg jest dobrze oznakowane. Najlepiej kierować się 'na czuja', pod górę.  Na wjazd można uzyskać zezwolenie z parku narodowego lub wjechać tam legalnie rowerem. My jednak zadowoliliśmy się podziwianiem widoku z Hoya de la Mora na wysokości 2600 metrów :) 
     W drodze powrotnej natrafiliśmy na ekipę z BMW, która testowała nowe modele serii X, na zakrętach tych fenomenalnych dróg. Wszystkie auta oklejone maskującą folią i tak prezentowały się świetnie :) Będzie nam miło zobaczyć spot z tego wydarzenia - w końcu zobaczyć takie testy nie zawsze można.


    Wieczór natomiast zdominowała kuchnia hiszpańska (omomomomom!!) i taniec flamenco, który oglądaliśmy pierwszy raz w życiu. Jeden z najlepszych pokazów na wybrzeżu , zorganizowany wraz z kolacją w Venta Luciano, był magiczny i pełen pasji.
Od dzisiaj jesteśmy państwem TULINEK :P 
Sangria nielimitowana ;)
Ciężko opisać co człowiek myśli i czuje oglądając taki taniec - z jednej strony jest to coś zupełnie nam obcego, nie związanego z naszą kulturą, a z drugiej strony to, jak te babki się ruszają, jaką wyzwalają z siebie energię, hipnotyzuje.  Jeszcze mam ciarki!




Dzień 8, 05.08.2017 - GIBRALTAR
     Gibraltar zdobyty! 🙂
     Po śniadaniu mistrzów z widokiem na morze ruszyliśmy na podbój Gibraltaru.
Tak! Tam już jest Afryka Dzika! :) 
     Małpki 🐒faktycznie tam są. Jednak cała otoczka, która im towarzyszy - nie jest już taka fajna... Ile ja się nie nasłuchałam, że to złodzieje, że są agresywne, żeby uważać, że gryzą... Te wszystkie filmiki na You Tube pokazujące, jak łapią babeczki za włosy, czy skaczą niespodziewanie na człowieka - co za drama...
     Makaki według mnie i moich obserwacji są mega spokojne, zero agresji, ale tylko wtedy, kiedy i człowiek wykazuje przy nich spokój, a nie małpie zachowanie. A patrząc na reakcje i zachowanie niektórych turystów, zastanawialiśmy się z Markiem,  kto tak na prawdę jest taką przysłowiową małpą🙈...
MIejsce, gdzie małpki mają dostęp do świeżej wody i codzienną dostawę owoców.
     Momentami, aż szkoda było tych zwierząt, gdy zostają osaczone przez cały autobus turystów wrzeszczących, panikujących przy każdym małpim ruchu czy karmiących je batonikami albo innymi słodyczami z papierkiem... 🤢 mimo pierdyliarda tablic trąbiących o tym, żeby ich NIE KARMIĆ.
     Na szczęście makaki mają enklawy drzew i miejsc niedostępnych dla człowieka, wiec jak je już coś wkurzy, to albo ludzi straszą, albo dają dyla między drzewa 😉
Tak to wygląda, gdy wypuszczają stado turystów z autobusu. Makaki momentalnie osaczone ludziami z aparatami...
     Na szlaku góry gibraltarskiej przeplatają się drogi człowieka i makaków...
   
Ciekawostką jest fakt, że mimo przynależności do Wielkiej Brytanii, na Gibraltarze jeździ się po prawej stronie (powstałoby zbyt duże zamieszanie wśród turystów i Hiszpanów, zamieszkujących ten region), a większość osób tu mieszkających na co dzień posługuje się językiem Hiszpańskim. Mają również własną walutę - funta gibraltarskiego, choć w sklepie zapłacimy i euro i funciakami z UK 🙂
Kolejna ciekawostka - autobusy jak w UK, ale w wersji cabrio :)
Staliśmy tam, gdzie Oni! :)Hehe
     Jaskinia St. Michael's robi wielkie wrażenie. Choć przez to, że spora jej część została przystosowana do koncertów i jest obecnie podświetlana kolorowymi stroboskopami (i leci w niej muzyka pop👎🏼) według nas sporo traci. O niebo przyjemniej zwiedzałoby się takie miejsce bez zbędnej muzyki i ze zwykłym ciepłym światłem.


O ile piękniej to wygląda, w miejscach, gdzie nie ma takich oczojebliwych kolorów...
     Na koniec pobytu na Gibraltarze trafiliśmy zupełnym przypadkiem na doroczny zlot motocyklistów 🏍 z klubu Gibraltarskiego, a na nim poznaliśmy przemiłą polską parę 🙂 My to mamy fuksa! Świetna atmosfera, dobra muzyka, fajne miejsce 👌🏼 Super zlot! Dostaliśmy nawet naklejki Supportera zlotu :) Dzięki! :) Aż szkoda, że czas nas gonił, z pewnością byłoby o czym rozmawiać przez długie godziny! 👌🏼
     Zadekowaliśmy się z namiotem pod Gibraltarem. Lokalni przychodzą tu na ogniska na plaży, puszczają muzykę i tańczą. Aż dziwne, że to nie jest jakaś mega turystyczna strefa, wręcz przeciwnie, do najbliższego sklepu mamy z 2km, po drodze mijaliśmy łodzie rybackie... Cisza, spokój, a nad morzem Alborańskim unosi się pył z Sahary. 
Piasek z Sahary unoszący się nad Cieśniną Gibraltarską
     Niestety. Woda była TAK LODOWATA, że ciężko było nawet moczyć nogi. Podejrzewam, że znaleźliby się hardcorowcy, którym byłoby wszystko jedno i pływaliby :)



Dzień 9, 06.08.2017 - wioska hiszpańska i litrowy browar
     Dzisiejszy dzień nas pozytywnie ZMIAŻDŻYŁ ♥️ mimo, że był dniem przelotowym.
Zaczęło się od magicznej drogi na Rondę. Poniżej mapka, bo ta trasa jest niesamowita i nie można jej pominąć! 

     Zakręty w niewyobrażalnej ilości i tak świetny asfalt wraz z warunkami pogodowymi, ze opona aż kleiła się do drogi. Do tego w połowie trasy super knajpka dla motocyklistów, gdzie poznaliśmy kilku zapalonych travelersów, którzy odwiedzili nawet najdalsze zakamarki Azji.  Knajpka nazywa się Venta El Madrono i zaznaczyłam ją na mapce. Polecam tam stanąć! Kilku asów, którzy podjechali ścigami nieźle nas zaskoczyli - MIELI OPONY POZAWIJANE JAK PO TRACK'U! To dowodzi tylko tego, że droga na Rondę jest na prawdę niesamowita. Trzeba jednak pamiętać o tym, że jest uczęszczana również przez inne pojazdy i zachować szczególną ostrożność, żeby nie skończyć na bagażniku jakiegoś auta ;)
Motocyklowa knajpka na trasie do Rondy - Venta El Madrono. Stań tam koniecznie!
     Cały dzień od rana jechaliśmy w ponad 40 stopniach upału (temperatura oscylowała pomiędzy 40 a 45). W takich temperaturach na prawdę bardzo ciężko się jeździ, a podmuchy wiatru parzą skórę. To były najwyższe temperatury, w jakich kiedykolwiek podróżowaliśmy.
Na postojach człowiek nie marzył o niczym innym jak zimna woda. Fajne w Hiszpanii jest to, że cokolwiek się nie zamawia - dostaje się dodatkowo przegryzkę :)
     Umęczeni niemiłosiernie jazdą w takim upale, który utrzymywał się od 11:00 do około 19:00 (potem ochłodziło się do 36 stopni), zabukowaliśmy (taniej od pola kempingowego) 'pokój przy gminie i parafii' na totalnym zadupiu. Chodziło nam o naładowanie power banków i reszty sprzętu i przespanie się na materacu. A tu TAKA SYTUACJA! Spodziewaliśmy się jakiś spartańskich warunków, a tu okazuje się, że trafiliśmy na pokój przy gminie związanej z tradycją myśliwską i dorocznych polowań. Mieszkanie (bo to nie był pokój!)z salonem i kominkiem, kuchnią w pełni wyposażoną , łazienką z bidetem, prysznicem i wielkim korytarzem (gdzie stoi nasz motocykl jak w garażu!). Najlepszy parking dla motocykla EVER!


     Gdy przyjechaliśmy to nie było nigdzie żywej duszy - mimo późnej pory (21:00), wszyscy chowają się przed upałem. Nasz motocykl usłyszał 'tubylec'... okazało się, że cała wioska ma wspólną grupę na Whats App, więc szybko zgłosił tam nasze przybycie i zaraz pojawiła się ekipa odpowiedzialna za nasz nocleg :) 5 osób, każdy miły i uśmiechnięty, gestykulujący, ale NIKT NIE MÓWIŁ PO ANGIELSKU! Mimo to udało się świetnie i w miłej atmosferze, dogadać (do dziś zachodzę w głowę jak:P). Dostaliśmy klucze, a lokalny ziomek od naszego powitania pomógł nam wnieść kufry i...okazał się super gawędziarzem!
     Paco - Pablo, jak go ochrzciliśmy, gość, który wypadł z okolicznej bramy, nas przywitać, oprowadził i pomógł z rzeczami, siedział z nami 4h, przyniósł kiełbasę swojską z dzika domowej roboty, ogórki, pomidory z ogródka 🙂 Załatwił nam piwo i wino ze sklepu (bo po 21:00 nie można tu nic alkoholowego kupić, chyba że po znajomości, co udowodnił nam w sklepie). Zrobiliśmy sałatkę, otworzyliśmy lokalne wino, później siedzieliśmy kilka godzin, do 1 w nocy, gadając na migi i przez Google Translator (Google! Dzięki Ci za ten wynalazek!) o życiu, ludziach, krajach z jakich pochodzimy i o nas samych.
Co tam się działo 🙈👌🏼 Najlepszy dzień ever! ♥️👌🏼👍🏼 Co za miejsce, co za ludzie! Mega!
Świeże warzywa z ogrodu, domowej roboty kiełbasa i duże ilości wina - to jest hiszpańska gościnność! :)


Dzień 10 07.08.2017 - Portugalia
     Jesteśmy w Portugalii 🙂 Tamy widziane po drodze i widoki - fenomenalne.
Zameczek widziany z trasy

     Niestety widzieliśmy też wiele smutku i przerażenia w oczach ludzi, jeszcze po stronie hiszpańskiej, których domom zagrażał pożar 🔥 . Był to ogromny teren gór Sierra de Gredos, zajęty ogniem , a dym widać było jeszcze z ponad 150km.
     Mamy nadzieję, że nikomu nic się nie stało. Zwierzęta uciekały w panice i przebiegały przez jezdnię, trzeba było bardzo uważać, bo co rusz leciał w panice jakiś lis, królik czy sarna.
     Portugalia przywitała nas cudownymi widokami i gigantyczną tamą, na której tak wiało, że bałam się wychylić. Pierwszy raz widzieliśmy tak wielką i wysoką tamę. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby ona kiedyś pękła! Co ciekawe - Portugalia znajduje się w tej samej strefie czasowej, co UK, więc zyskaliśmy dzisiaj godzinę (którą jutro stracimy 😜, bo chcemy wrócić do Hiszpanii i przemierzyć Park Narodowy Picos de Europa).

     Zjarała nam się też nawigacja - nie wytrzymała temperatur. Stary, poczciwy tom tom umarł śmiercią tragiczną - z przegrzania. Zabraliśmy go do domu, do naszej skrzyni pamiątek i dziwów - za 20 lat nadal będziemy pamiętać, co się z nim stało! :) Na szczęście Mc Guyver Marek wiedział jak to ogarnąć i dalej jechaliśmy na nawigacji 'hand made' 😉


Dzień 11, 08.08.2017 - Picos de Europa
     Kozackie Los Picos de Europa!⛰
     Park Narodowy, który wywarł na nas wielkie wrażenie.
Tutaj człowiek zaczyna się zastanawiać, jaki kataklizm, albo jak wielka zmiana musiała zajść na Ziemi🌏by powstały tak monumentalne i spektakularne masywy górskie... ⛰


     W miejscowości Riano urzekł na krajobraz gór połączony z wielkim jeziorem. Natomiast brzegi obrazują jedno - jak bardzo, bardzo sucho jest w Hiszpanii. Poziom wody obniżył się o kilka dobrych metrów. Ile potrzeba upałów, by wysechł tak wielki zbiornik?
Brzegi pokazują, dokąd zwykle sięga woda i jak bardzo jest sucho
     Podczas podróżowania po górzystych zawijasach i wstążkach dróg zrobiliśmy postój na jednym ze zjazdów. A tam poznaliśmy przemiłego psa pasterskiego, który akurat pilnował owiec kilka metrów od nas :) Chyba polubił pieszczoty, choć nie od początku był tak ufny.


I kolejna przełęcz oznakowana naklejką draVskiej! :) 
     Na koniec dnia - chyba najlepsze pole namiotowe EVER🏕! Położone nad samą Zatoką Biskajską🌊, wychodzisz z namiotu i czujesz powiew świeżej bryzy na twarzy 😍Widok z kafejki na kempingu również nieziemski 😍 Dlatego zostaliśmy tam dzień dłużej! 😻
Widok z kempingowej restauracyjki
A to nasz dom na dwóch kółkach ;) Wszystko się wietrzy w części garażowej, w reklamówkach czeka prowiant na śniadanie i kolację, a my na plaży - podziwiamy fale ;)

Dzień 12, 09.08.2017  - kemping La Paz
Plaża kempingu La Paz
     Pole okazało się tak fajne, ze zostaliśmy dzień dłużej 🙂 Kemping La Paz, zaraz przy plaży de Bretones , polecam gorąco - otwierasz namiot, a tu widok na wodę i zachody / wschody słońca takie, że mucha nie siada! :)
Tam pada. Dojdzie do nas...? :P
     Niestety, w porównaniu z morzem Balearskim, woda w Zatoce Biskajskiej jest co najmniej ZIMNA. Nie ma co się dziwić - w końcu to już właściwie Ocean Atlantycki. Wleźliśmy, żeby popływać, ale po wejściu do pasa człowiekowi szybko się odechciało ;)
     Za to wieczorne wino na plaży, czy śniadanie z widokiem na fale - bezcenne! :) Restauracja kempingowa też daje radę - serwują świetną paellę z bogactwem owoców morza i dobrze zrobione steki i antrykoty.
Paella z owocami morza prosto z Atlantyku

Z takim widokiem wszystko smakuje jeszcze lepiej!



Dzień 13, 10.08.2017 - Dziwny Kraj Basków
     Cały dzień w drodze, naprzemiennie w słońcu i deszczu (Dzięki Ci wynalazco GoreTexu!!). Najciekawiej było w Bilbao i okolicach. Okazuje się, że to Kraj Basków i oni, choć oficjalnie należą do Hiszpanii, to z Hiszpanami nie chcą mieć nic wspólnego, maja własny język, własne tablice informacyjne i uważają się za odrębność totalną i absolutną.
     Marek mało nie został zlinczowany w sklepie z pamiątkami, gdy niefortunnie zapytał o naklejkę z flagą Hiszpanii 😉 Pani szybko wyjaśniła o co chodzi z Baskami. Okazuje się, że jest to tak zwana Wspólnota Autonomiczna. I choć przynależy do Hiszpanii, rządzi się własnymi prawami. Ma własny język, znaki drogowe i prawa, które nigdy nie zostały zniesione. Ciekawe, prawda?


Dzień 14, 11.08.2017 - zagłębie winnic francuskich - Bordeaux
     Najpierw odwiedziliśmy jedną z najsłynniejszych miejscowości we Francji, miejsce, które znane jest na całym świecie z najdoskonalszych win. 🍷Niedaleko Bordeaux, miejscowość Saint Emilion.
     Jazda przez okolice - przepiękna 👌🏼 Wszędzie winnice i budynki jak z epoki 😍
     Warto też pochodzić po samym mieście. Choć jest mocno turystyczne - ma swój urok. Przy sklepikach i luksusowych galeriach wina można degustować, a także zobaczyć 'listę płac' - niektóre ceny po prostu zabijają! Ponad 12.000 euro za unit (nie wiem do końca czy to za butelkę czy inną jednostkę?) to już przesada!


     Co ciekawe - nie zawsze starsze wina są droższe od tych młodszych. Często młodsze roczniki osiągają wyższe ceny. Wszystko zależy od testerów, którzy określają, czy wino jest sikaczem, czy rarytasem z najwyższej półki. 
     A potem Paris, Paris 🤗 i oczywiście wino i kebab pod Wieżą Eiffla. Zrobiliśy wyjątek, odwiedzając duże miasto, tylko dlatego, żeby zobaczyć wieżę Eiffela. 
     No i cóż - szału nie ma, turystycznie, głośno, pełno ludzi sprzedających tysiące chińskich bibelotów i pierdółek. Ciężko się przecisnąć, a po romantycznej atmosferze, przynajmniej w okolicach wieży, nie został nawet zapach... 



      Pamiętacie bajkę 'Ratatouille'? 🐀 Paryż nie jest dla osób, które boją się szczurów - jest tu ich zatrzęsienie ! Dla nas to nie jest jakiś problem, szanujemy wszystkie zwierzęta, w tym te puchate, szare zadziory :) Paryskie szczury są mega słodkie, biegając tak po trawnikach, między ludźmi, w poszukiwaniu okruszków 😉
Źródło: http://www.uspa24.com/bericht-10277/the-rats-infest-the-public-squares-of-paris-and-reproduce-very-quickly.html


Dzień 15 - WSZĘDZIE DOBRZE, ale W DOMU NAJLEPIEJ 🙂
Po przejechaniu 🏍️ ponad 6820 kilometrów, czas na refleksje i podsumowania. Jedno jest pewne - taka podróż, te wszystkie przygody, chwile i momenty, zostają w pamięci, we wspomnieniach. Są bezcenne, a przy okazji są również doskonałą lekcją, uczą nas.
     Zapytacie czego? Można by o tym długo rozmawiać :) Zaczynając od geografii i historii (bo nie ma to jak odkryć i dowiedzieć się czegoś samemu, na własnej skórze poczuć żar słońca Afryki, czy rześką bryzę Atlantyku), przez kulturę i tradycje innych narodów, na zwykłej, ludzkiej pokorze kończąc. Bo i pokory człowiek się uczy, w 45 stopniowym upale, pogryziony przez stado komarów ninja, czy trzęsąc się z zimna w falach oceanu.
     Ale podczas takich podróży czujemy się wolni i szczęśliwi, nieograniczeni przez czas, systemy i zasady. A dla takich emocji warto żyć 🙂    
     Dlatego, choć jeszcze na dokładne przygotowania przyjdzie czas - plan na następną wyprawę już się kreuje :)

Dostałam od Was sporo pytań, o podróż, przygotowanie czy kraje i miejsca, które odwiedziliśmy. Obiecuję, że postaram się na nie odpowiedzieć w najbliższym czasie :)Pozdrawiam i szerokości! 

Prześlij komentarz

Dzięki, że zostawiasz po sobie ślad - to zawsze motywuje :)