Ronda to miejscowość położona pomiędzy dwoma Parkami z na prawdę wartymi zwiedzenia i szwendaczki widokami i górami: Sierra de las Nieves Natural Park i Sierra de Grazalema Natural Park.
Sama miejscowość słynie przede wszystkim z mostu, Puente Nuevo, który robi wrażenie już z daleka.
Źródło: https://cdn.thecrazytourist.com/wp-content/uploads/2016/08/Puente-Nuevo-Ronda-1024x679.jpg |
Źródło: https://steemitimages.com/DQmcpWpPovYhpr3hFk4GbZPn7FHUT4tHam6sgpgti3ujG9S/image.png |
Adres Venta el Madrono - baru motocyklowego na nieziemskiej trasie pełnej zakrętów (opona u niektórych ścigów lepiła się jak po tracku!)
droga A-397, na 26 kilometrze
29679 Benahavís,
Málaga, Hiszpania
Zobacz to na You Tube:
Spod Rondy ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie znaleźliśmy nocleg. Miejscówka była gdzieś po środku niczego, a droga do niej długa i... .wyschnięta. Ale warto było!
Poniżej typowy widok tamtych stron - miasto na wzniesieniu, z centralnie położoną twierdzą / basztą / wieżą lub klasztorem.
Droga usłana po obu stronach gajami oliwnymi, na przemian z gajami drzew pomarańczowych.Malutkie granaty - tuż przy drodze.
Przerwa na węgle - domowe ciasto serwowane w wiejskiej kafejce zawsze na propsie.
W Hiszpanii nawet do zamówionej wody podaje się przekąski. Najczęściej są to oliwki, orzeszki i papryczki. Tutaj domowej roboty oliwki, marynowane z czosnkiem, orzechami i papryką. Nawet w najmniejszych, lokalnych knajpkach woda podawana jest w szkle (brawo!) - ale druga sprawa to już to, że zwykle, jeśli jest odkręcona butelka - dostawaliśmy kranówkę. Na szczęście prawie w całej Hiszpanii na prowincji kranówka jest pyszna i zdatna do picia.
Odpoczynek w trasie, w tle piękne, opustoszałe jezioro.
Piękna, błękitna woda. A wszyscy mieszkańcy zamiast kąpać się w jeziorze - siedzieli na lokalnym basenie.
Upał, jakieś 42-43 stopnie Celsjusza. Krówka chłodzi się w cieniu |
Zacznijmy od tego, że po dojechaniu na miejsce, okazało się, że jest to malutka wioska pośrodku wysuszonych terenów, okalanych lasami i leśnymi jeziorkami. Wjeżdżamy na jedyną (główną) ulice - a tam żywego ducha... Nagle wybiega z bramy jakiś gość... coś do nas krzyczy po hiszpańsku, macha rękami. Okazuje się po chwili, że CAŁA WIOSKA MA SWÓJ GRUPOWY CHAT na Whats Appie... I że Pedro (bo tak na imię ma nasz nowy znajomy) napisze do właścicielki naszego pokoju, ze już jesteśmy na miejscu. Po chwili oczekiwania, gdy okazało się, że Maria (właścicielka) nie odpowiadała, Pedro do niej zadzwonił. Przy okazji lokalni sąsiedzi zaczęli wyglądać przez okna, po przeczytaniu wiadomości, że turyści od Marii są już na miejscu. Pedro poprowadził nas pod miejsce, gdzie mamy spać i zadzwonił do właścicielki - poniżej możecie zobaczyć jak mniej więcej to wyglądało ;)Może ktoś rozumie przy okazji co On mówił?
Takiego garażu nasza beemka jeszcze nie miała - zaraz obok naszego pokoju na parterze. Dalej po prawej drzwi do kolejnego pokoju gościnnego, po lewej salon, kuchnia, łazienka i schody na piętro - z drugim salonem i kolejnymi pokojami gościnnymi oraz salą telewizyjną :)
Kiedy emocje już opadły, a wszyscy ciekawscy się rozeszli, Pedro pobiegł do domu i przyniósł nam za chwilę reklamówkę pełną warzyw z ogrodu - pomidory, ogórki, sałata i... puszka tuńczyka. Dorzucił też dwa pętka własnoręcznie robionego chorizo - chyba najlepszego, jakie kiedykolwiek jadłam. Wspólnie zabraliśmy się za robienie sałatki.
Podgadaliśmy naszego nowego kolegę o sklep - chcieliśmy po całym dniu jazdy napić się wina lub piwa. Okazało się, że od godziny 21:00 jest zakaz sprzedaży alkoholu, a było już przed 22. Ale, ale - co to dla Pedra! Przecież On wszystkich zna :) Poszliśmy więc całą bandą do sklepu i Pedro załatwił litrowe San Miguele spod lady i lokalne wino. Wróciliśmy świętować u nas "na pokojach". Nic tak dobrze nie smakuje, jak wino w upalną noc, zagryzane sałatką, domową kiełbasą, i rozmowy do rana o wszystkim, mimo, że mówi się w dwóch zupełnie innych językach.
Hiszpańska gościnność. Nawet kiedy nie mówi się w tym samym języku, wystarczą dobre chęci, litrowe San Miguele i pół nocy, a można poznać historię życia, miejsca i ludzi :)Siedzieliśmy z naszym Pedrem do 1 w nocy, przy sałatce z warzyw z ogródka, domowym chorizo lokalnym winie i litrowych San Miguelach. Mimo, że my nie znaliśmy hiszpańskiego, a On nie rozumiał nic z angielskiego - rozmawialiśmy bez problemu przez Google Translator i na migi. To była epicka i upalna (33 stopnie Celsjusza) noc.
Co robisz, kiedy Twój poczciwy Tom Tom nie wytrzymuje 46 stopniowego upału? Jak to co! Improwizujesz! :) Nowoczesna wersja nawigacji satelitarnej - telefon, maps.me / google maps, pokrowiec od Tom Toma i można jechać dalej.
Rano okazało się, ze nasza nawigacja... się zjarała. Marek Mc Guyver zrobiła nam więc nową. |
Prześlij komentarz
Dzięki, że zostawiasz po sobie ślad - to zawsze motywuje :)